Science-fiction — Historia Gatunku
Kochani ostatnio omawialiśmy sobie historię gatunku fantasy w literaturze. Dzisiaj omówimy sobie historię gatunku fantasy jednak fantasy w kinematografii, czyli science-fiction.
Narodziny science-fiction
Przez lata Fantasy a science-fiction było tym samym. Dopiero niedawno wraz z rosnącą popularnością kina i telewizji zdecydowano rozdzielić fantasy i science-fiction na dwa odrębne gatunki. Jaka więc jest między nimi różnica? Praktycznie żadna oba gatunki mają tę samą strukturę jedyne co je różni od siebie to miejsce występowania. Fantasy występuje w literaturze natomiast science-fiction w kinematografii. Najprostszym przykładem tego podziału jest książka Planeta Małp autorstwa Pierre Boulle, która zalicza się do gatunku fantasy, gdyż jest to książka. Natomiast Planeta Małp reżyserii Franklina J. Schaffner zalicza się już do gatunku science-fiction, gdyż jest to film.
Science-fiction jako coś nowoczesnego
Science-fiction często jest błędnie uznawane za coś 'nowoczesnego’ no bo przecież mamy tam nowoczesne technologie i wizje przyszłego świata. Nic bardziej mylnego. Science-fiction tak naprawdę sięga początków twórczości filmowej. Wraz z rozwojem kinematografii science-fiction ewoluowało i miało największy wpływ na rozwój efektów specjalnych. Nawet więcej wiele ze wspomnianych efektów powstałych na skutek rozwoju tego gatunku jest używana do tej pory i sięga czasów kiedy niektórych z was jeszcze nie było na świecie.
Sztuczność, która doprowadziła nas do tego gdzie jesteśmy teraz.
Efekty specjalne, które w dzisiejszych czasach zapierają dech w piersi. Jednak nie zawsze były tak naturalne. Dawno, dawno temu kiedy to kino dopiero zaczynało swoją świetlność, dysponowano efektami specjalnymi tak oczywistymi, że ich sztuczność była wręcz oczywista, ale czy aby, na pewno? Nie do końca to, co nam wydaje się oczywiste wręcz momentami zabawne dla widzów tamtych lat było tym, co teraz nam zapiera dech w piersi. Wszystkie te 'sztuczne’ efekty specjalne były rewolucją, która doprowadziła nas do tego co mamy teraz w kinematografii. Wydaje się, że rewolucja w efektach specjalnych miała wpływ jedynie na kinematografię, reżyserom pozwoliła tworzyć epickie dzieła, natomiast widzów cieszyła. Okazuje się jednak, że nie do końca. To, co wydaje się cudownym postępem, ma swoją mroczną stronę. Okazuje się, że coraz lepsze efekty specjalne zrobiły ze zwykłych widzów zmanierowanych specjalistów. Widząc to, co jest na ekranie, widzowie przestali fascynować się efektami a zamienili się w jawnych krytyków. Zaczęliśmy lepiej się przyglądać, posiadać większą wiedzę w tym temacie i wyrażać swoją opinię (kiedyś zawód krytyka nie był tak popularny jak teraz). Miało to ogromny wpływ na reżyserów, którzy nie wytrzymali presji i brzydko mówiąc, skończyli ze sznurem na szyi. Jak ma się czuć taki twórca, który poświęcił lata na coś, co miało być jego życiowym sukcesem, a zostało skrytykowane? Nawet w dzisiejszych czasach zdarzają się efekty specjalne, że tak powiem 'kiepskiej jakości’. Niestety nie pozostawiamy na odpowiedzialnych za to osobach suchej nitki szczególnie teraz gdy rządzi internet i każdy z nas może przysłowiowo 'zjechać’ takiego reżysera pozostając anonimowym. Skoro omówiliśmy sobie wpływ rozwoju efektów specjalnych z punktu psychologiczno-socjologicznego to może teraz ekonomiczny? Wszystko kosztuje a efekty specjalne dużo kosztują, co przekłada się na fakt, że wkład początkowy przy tworzeniu filmu szczególnie filmu science-fiction musi być ogromny, żeby, zadowolić wymagania widzów. Duży wkład początkowy nie gwarantuje, że wszystko się zwróci, stąd pojawia się kolejny problem. Wielu 'początkujących’ reżyserów nadzwyczajniej traci nadzieje, że kiedyś uda im się coś samemu wydać szukając środków sprzedają swoje scenariusze wielkim koncernom, takim jak Netflix czy Amazon. Kolejno te wielkie koncerny modyfikują scenariusz, tak dopasować go do swojej grupy odbiorców, a film czy serial niewiele ma wspólnego z wizją reżysera.
Pierwsze efekty specjalne
Czym była wielka rewolucja efektów specjalnych? Ciężko się do tego przyznać, ale tak naprawdę niczym czego my byśmy teraz nie mogli zrobić w Photoshopie. Już pierwsi twórcy filmowi zachwycali się magicznymi efektami cięcia i podwójnego naświetlania. Możliwość znikania postaci poprzez łączenie klatek śledzących ich ruchy z klatkami pustego planu, manipulacja światłem i dźwiękiem, czyli tak naprawdę nic czego pierwszy lepszy youtuber nie potrafiłby, zrobić.
Ikony Science-Fiction
Nie, nie opowiem wam tutaj o twórcach czy aktorach a o postaciach. Pierwsze postacie science-fiction były czymś zupełnie innym niż te dziwne bardzo ludzkie istoty, które zobaczymy teraz na ekranie. Potwory o wyłupiastych oczach, kosmici z niewiarygodnie wysokim IQ, najeźdźcy zachowujący się podejrzanie jak wrogowie z czasów zimnej wojny, obślizgłe galaretowate stworzenia. Kogo byście wybrali na reprezentanta science-fiction? Moja pierwsz myśl to nikt inny jak E.T. Stosunkowo rzadko zdarzały się dziwne istoty które były pokojowo nastawione szczególnie w latach pięćdziesiątych kosmici – czy to najeżdżający Ziemię, czy napotykani podczas wypraw w kosmos – byli niezmiennie wrogo nastawieni i wywrotowi ale to wam opiszę w osobnym artykule. Godnym uwagi wyjątkiem był Michel Rennie jako Klaaut w Dniu, w którym zatrzymała się Ziemia: mówił jak Anglik, który uczęszczał do szkoły publicznej, był bardzo opanowany, nawet w obcowaniu z istotami ziemskimi okazywał wyjątkową uprzejmość wobec wszystkich, próbując ocalić ziemianin przed nimi samymi. Był to jednak wyjątek od reguły. Większość kosmitów w filmach z lat 50. była zła i to nie bez powodu, ale o tym w następnym artykule.
Tutaj mała prośba do wszystkich. Wiecie, że 80% z was którzy regularnie czytają moje artykuły nie obserwuje Middle-Earth Geek na Facebook? Nie, żebym coś sugerowała no ale wiecie nawet największy Geek czasem potrzebuje jakiejś motywacji hihihi 😊
Pozdrawiam i Namárië ! ❤️
Source: The Definitive Illustrated Guide to Fantasy — Terry Pratchet
Fantasy to książka, a science-fiction to film? Fantasy i science-fiction przez lata było tym samym? Już dawno nie czytałem większych bzdur. I to ma być strona poświęcona edukacji? Źle się to czyta, o koszmarze interpunkcyjnym nie wspomnę.
Zapraszam do zapoznania się z poprzednimi wpisami i nadrobienia zaległości 😉